Nie ma co ukrywać, że młodzi chłopacy najczęściej interesują się piłką nożną. Co Cię tak naprawdę skłoniło, żeby pójść akurat w stronę karate?
Ciężkie pytanie. Do karate skłonił mnie tak naprawdę film. Jak miałem 6 lat, obejrzałem Karate Kid, ten pierwszy z lat 80. Pomyślałem sobie, że podoba mi się taka walka i poprosiłem tatę, żeby mnie zapisał do grupy sześciolatków. Miałem pewny kryzys w drugiej klasie podstawówki, jak wszyscy koledzy chodzili grać w piłkę na dwór, na orlika, a ja musiałem iść na trening. Wtedy miałem właśnie dwumiesięczną przerwę. W 2009 roku pojechałem na mój pierwszy obóz i wtedy załapałem takiego bakcyla, że na ten moment trenuję już 11 lat.
Jak wyglądają zatem Twoje treningi, ile czasu i wysiłku musisz na nie poświęcać?
To zależy, czy jest sezon przygotowawczy, czy sezon startowy, czy też odpoczywamy po zawodach. Przygotowując się do zawodów mamy treningi po dwie i pół godziny w poniedziałki i środy, a w piątki po dwie godziny. Startuję w kata i w kumite, czyli w pokazach technicznych i walce wolnej, dlatego też treningi kata są we wtorki po godzinie i w soboty po dwie godziny.
Jak na kogoś, kto nie ukończył jeszcze 18 lat, to już dosyć sporo osiągnąłeś. Co dla Ciebie jest największym sukcesem do tej pory?
Największym osiągnięciem dla mnie jest 3. miejsce w Pucharze Europy w Bukareszcie, w kata i w kumite. Właśnie to najbardziej zapadło mi w pamięci, było najciężej wypracowane.
Jak sprawdzałem w internecie, sporo ludzi jest nieco rozczarowanych tym, jak naprawdę wygląda karate. Możliwe, że przez różne filmy z Brucem Lee niektóre osoby wyobrażają sobie, że karate to łamanie kości i lejąca się krew. Co jest tak naprawdę najważniejsze, co jest sednem tego sportu?
Najważniejsza jest dyscyplina, samoopanowanie, wytrwałość i systematyczność chodzenia na treningi. Przez pierwsze 5 lat tak naprawdę nie ma walki, musisz się nauczyć blokować, dobrze uderzać, a także techniki, kata właśnie. Kata to jest przygotowanie do walki. To, co się dzieje w kata ma swoje bunkai, czyli zastosowanie. Przykładowo atakuje cię przeciwnik i w kata są te ruchy, które powinieneś wykonać, kiedy on cię atakuje. W moim przypadku walki zacząłem w wieku 13 lat, czyli 7 lat w ogóle nie walczyłem. Przysięga dojo mówi nam, jak ważna w karate jest dyscyplina. Mamy swoją przysięgę, którą trzeba przestrzegać. Jeśli ktoś nie przestrzega przysięgi dojo, to nie jest godny trenowania karate.
Jak zatem reagujesz na opinie, które nieco ubliżają karate?
Podchodzę do tego z bardzo dużym dystansem, nie biorę tego na poważnie. Byliśmy kiedyś na zawodach i przyszło paru takich łebków, którzy próbowali walk MMA, walk na ulicy. No i rozczarowali się bardzo, kiedy zobaczyli walki karate. Przeprosili nas potem za słowa, którymi nas obrażali. Uważam, że takie ubliżanie nie ma sensu, bo po prostu, kto nie spróbował, ten nie wie.
Czy są takie wartości w karate, które wnosisz do swojego codziennego życia?
Pokora, najbardziej pokora. Ogólnie byłem dzieckiem, którego nie dało się przegadać, w sumie nadal mam taki charakter, że wydaje mi się, że to ja zawsze mam rację. Od małego tata mnie uczył pokory, nigdy mu to nie wychodziło (śmiech). Odkąd poszedłem na karate, to nabrałem tej pokory, dyscypliny, no i systematyczności, bo jednak te treningi są dużym obowiązkiem. Nie jest tak łatwo, żeby zmusić się, żeby pójść i trenować te dwie i pół godziny.
Jaki wpływ miał na Ciebie Wojciech Kunicki?
Na pewno jest on przykładem tego, jaki powinien być dobry sensei, czyli nauczyciel. Teraz już bardziej jest moim przyjacielem, z którym można porozmawiać. Częściej go widuję nawet niż tatę, bo widzimy się codziennie, a tata wyjeżdża do pracy (śmiech). Dlatego też sensei Wojtek miał bardzo duży wpływ na mnie, zwłaszcza kiedy byłem młodym chłopakiem, bo wszystkie te obozy, które sensei prowadził, bardzo poruszały mnie do tego, aby dalej trenować i to na pewno między innymi dzięki niemu nadal trenuję i jestem tutaj, gdzie jestem.
Mówiąc całkowicie obiektywnie, jakbyś ocenił poziom malborskiego karate na skalę ogólnopolską?
Malborski Klub Kyokushin Karate nie działa tylko w Malborku. MKKK ma sekcje w Starogardzie Gdańskim, Kwidzynie, Sztumie, Elblągu. Uważam, że poziom klubu jest bardzo wysoki, ponieważ mamy około 400 trenujących w samym Malborku, w pięciu grupach. W mojej grupie jest około 45 osób, jest to naprawdę dobry wynik. W 2017 roku nasz klub zajął 2. miejsce na Mistrzostwach Polski Juniorów i myślę, że jest to bardzo wysokie osiągnięcie, ponieważ startowało tam od nas pięciu zawodników, a niektóre kluby przywoziły po dziesięciu czy piętnastu, dlatego uważam, że znalezienie się w czołówce takich prestiżowych zawodów jest dużym wyczynem. Mamy również osiągnięcia na turniejach międzynarodowych w klasyfikacjach drużynowych, a także na makroregionie, czyli Mistrzostwach Polski Zachodniej. Podsumowując, mamy bardzo dobrze rozwinięty klub.
Jak wygląda rywalizacja wewnątrzklubowa? W momencie, gdy komuś idzie lepiej, czy jest to wtedy motywujące i budujące, żeby stawać się coraz lepszym?
To jest bardzo motywujące. Mój kolega z klubu, Hubert Phillip, staruje razem ze mną w kata i w kumite, w tej samej kategorii wagowej. Kiedy on zdobywa lepsze osiągnięcia niż ja, to jest to dla mnie motywacja, żeby pokazać siebie z lepszej strony, niż on pokazuje siebie.
Ale nie ma pomiędzy wami żadnych złych emocji?
Nie, my jesteśmy przyjaciółmi.
Otrzymałeś stypendium z rąk burmistrza, startowałeś z sukcesem w plebiscycie "Dziennika Bałtyckiego". Jakie znaczenie dla Ciebie mają takie wyróżnienia lokalne?
Lokalne wyróżnienia mają wpływ na to, że na przykład prowadzisz teraz ze mną wywiad (śmiech). Jest to przede wszystkim duża promocja klubu, a także mojej osoby. Stypendium na pewno ma duży wpływ na to, że mogę się realizować w tym sporcie, wyjeżdżać na zawody, bo jest to w końcu jakieś wsparcie finansowe. Miło się robi na sercu, jak się dostaje takie wyróżnienie.
Skoro wspominasz o rozwoju, to jestem ciekaw, czy wiążesz swoją przyszłość z karate, patrząc długoterminowo? Gdy skończy się liceum i zaczynają się studia, to losy ludzi uprawiających regularnie sport różnie mogą się potoczyć.
Tego pytania się właśnie obawiałem. Nie ukrywajmy, karate nie jest sportem, z którego da się wyżyć. Moje plany na przyszłość są takie, aby iść na studia wojskowe do Warszawy. Karate jest bardzo fajną zabawą, sporo mnie uczy, no i na pewno te wszystkie cechy, które ukształtowałem przy karate przydadzą mi się w życiu dorosłym. Chcę trenować, dalej się rozwijać w tym kierunku, ale jak to będzie z moim zawodem, to nie mam pojęcia, nie potrafię na ten moment powiedzieć.
Czy masz jakiś wymarzony cel do osiągnięcia?
Moim marzeniem na tę chwilę jest bardzo dobry start na Mistrzostwach Świata w Japonii, na które wybieramy się w najbliższą środę. 21 kwietnia razem z Hubertem startujemy w jednej kategorii. Dotychczas to było moje największe marzenie, polecieć do Japonii, zobaczyć, jak się tam trenuje, przyjrzeć się temu, jak to wygląda od podstaw. W końcu to Japończycy zapoczątkowali karate. Kiedy już niedługo zrealizuje te marzenie, to następnym celem będzie zdobycie pierwszego dana, czyli stopnia mistrzowskiego.
Podsumowując to wszystko, co dzisiaj powiedziałeś, jakbyś zachęcił te najmłodsze osoby do rozpoczęcia treningów karate?
Dzieci, które zaczynają z karate nie uczą się jakichś kopnięć, technik, uderzeń. Uczą się tak naprawdę rozwoju ogólnego, czyli tak jakby każdy w-f jest dla nich treningiem. Zawsze właśnie sensei powtarza, że każdy w-f jest dla nas treningiem. Na początku zachęciłbym tym, że bardzo dużo się dzieje. Wiadomo, w tych młodszych grupach jest dużo zabaw, berka itd. Zachęciłbym jednak również w ten sposób, że ten sport uczy pokory, samodyscypliny i systematyczności. Są to cechy, które bardzo przydadzą się w późniejszym życiu.