Wzrost liczby pozwów
Jak wynika z danych, udostępnionych przez 47 sądów okręgowych, w I kw. 2024 roku wpłynęło do nich przeszło 21,1 tys. pozwów rozwodowych. To o 5,7% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy takich przypadków zarejestrowano nieco ponad 20 tys. Michał Pajdak z platformy ePsycholodzy.pl zauważa, że sama analiza zmiany rok do roku nie pozwala wyciągać wniosków dotyczących dynamiki tego zjawiska.
– Ogólnie spada liczba zawieranych małżeństw. Wchodzimy w kolejny już niż demograficzny. Obecnych 20-latków jest o połowę mniej niż 40-latków. Tak więc kurczy się baza potencjalnych nowożeńców, co też oczywiście wpływa na liczbę ślubów. A i tak liczba pozwów rozwodowych utrzymuje się na dość stabilnym poziomie. Faktycznie okres pandemii wpłynął na to w kilku wymiarach. Część ślubów została przełożona na późniejsze lata, a niektóre z nich zwyczajnie się nie odbyły. Ponadto zamknięcie w domach mogło mieć zarówno pozytywny, jak i negatywny wpływ na rozpadające się małżeństwa. Jedne mogły zostać uratowane, a inne – zakończone w późniejszym czasie – uważa Pajdak.
Natomiast psycholog Michał Murgrabia, pytany o to, czy dane o rosnącej liczbie rozwodów powinny nas niepokoić, wskazuje, że ludzie coraz częściej decydują się na rozpoczęcie procesu rozwodu w obliczu problemów w swoich małżeństwach. To może być także rezultatem większej świadomości społecznej na temat zdrowych relacji oraz gotowości do szukania szczęścia i satysfakcji w nowych związkach.
– Jednak warto również zauważyć, że wzrost liczby pozwów może wynikać z wielu innych czynników. Chcąc dokładnie zrozumieć to zjawisko, warto byłoby przeprowadzić bardziej szczegółowe analizy lub nawet badania, które uwzględniłyby różnorodne aspekty życia i doświadczeń ludzkich w kontekście małżeństwa i rozwodu – dodaje psycholog Murgrabia.
W podobnym tonie wypowiada się dr Małgorzata Eysymontt z Uniwersytetu SWPS, która jako adwokat na co dzień zajmuje się sprawami rozwodowymi. Zwraca ona uwagę na to, że kiedyś jako powód rozwodów bez orzekania o winie małżonkowie najczęściej wskazywali różnice charakterów. Natomiast dziś często jest to nieumiejętność wzajemnej komunikacji lub radzenia sobie z różnymi problemami życia codziennego i emocjami, w tym ze stresem, oraz przenoszenie problemów zawodowych do domu, a także wypalenie uczuć w związku.
– W czasie pandemii, a także tuż po jej zakończeniu wzrosła liczba pozwów rozwodowych. Gdy małżonkowie przebywali przez cały dzień razem, a już wcześniej nie dogadywali się, łatwiej było o konflikt. Zmęczenie wymuszoną izolacją oraz tym, że dzieci przez cały dzień były w domu i należało im organizować różne aktywności, dopilnować obowiązków szkolnych, a jednocześnie wykonywać pracę zawodową, powodowało, że częściej wybuchały kłótnie, które zaogniały sytuację w związkach. Okres pandemii sprzyjał więc refleksjom nad małżeństwem. Poza tym, Polacy – zwłaszcza ci na co dzień zamieszkali w większych miastach – stają się coraz bardziej świadomi swoich praw, nie chcą też tkwić w toksycznych relacjach – mówi dr Eysymontt.
Przełomowe momenty w roku
Liczba pozwów w ciągu roku nie jest stała. W niektórych okresach jest ich więcej niż w innych, choć nie są to duże wahania. W swojej praktyce zawodowej dr Małgorzata Eysymontt zauważa wzrost liczby pozwów w czasie wakacji lub zaraz po ich zakończeniu oraz w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Ekspertka łączy to z porządkowaniem spraw przed wyjazdami lub po dłuższym wypoczynku albo przed świętami i pod koniec roku. Wtedy nadchodzi czas przemyśleń, refleksji i podsumowań, które pomagają w podejmowaniu ważnych decyzji życiowych.
– Niekoniecznie rozwodzą się małżeństwa z krótkim stażem. W 2022 roku 18% rozwodów dotyczyło małżeństw trwających od 0 do 4 lat, 20% – od 5 do 9 lat, 20% – od 10 do 14 lat, 14% – od 15 do 19, a 11% – od 20 do 24 lat. Rozwodziło się też 17% par mających dłuższy niż 25-letni staż małżeński – wylicza dr Eysymontt.
Ekspertka z Uniwersytetu SWPS dodaje, że do najczęstszych przyczyn rozwodu w 2022 roku – według danych GUS – należały takie kwestie, jak niezgodność charakterów – 52,3%, niedochowanie wierności małżeńskiej – 17,5%, a także nadużywanie alkoholu – 12,9%. Rzadziej wskazywano na nieporozumienia na tle finansowym – 7,3%, trudności mieszkaniowe – 4,7%, naganny stosunek do członków rodziny – 1,3%, a także też dłuższą nieobecność jednego z małżonków – 1,2%.
Zainteresowanie mediacjami
Z kolei Konrad Walc, prawnik z Komitetu Ochrony Praw Dziecka, zauważa, że wśród partnerów planujących rozstanie rośnie zainteresowanie mediacjami. Mogą one bowiem skrócić postępowanie rozwodowe, pozwalając w sposób wiążący na dokonanie pewnych ustaleń, które następnie zostaną uwzględnione przez sąd. Ekspert zwraca też uwagę na to, że posiadanie przez małżonków wspólnych małoletnich dzieci bardzo wydłuża postępowanie.
– Jeżeli nie ma wspólnych małoletnich dzieci ani sporów co do podziału majątku, to sprawa może się zakończyć już na pierwszym posiedzeniu. Postępowania rozwodowe stron, które są rodzicami małoletnich dzieci, w istocie są zdecydowanie trudniejsze i bardziej wymagające. Trzeba wówczas ustalić podział władzy rodzicielskiej, określić miejsce zamieszkania dziecka przy którymś z rodziców, kontakty, alimenty itd. W takiej sytuacji dobrym rozwiązaniem jest zawarcie, jeszcze przed wniesieniem sprawy o rozwód, porozumienia i planu wychowawczego w obecności mediatora. Zdejmuje to z barków sądu konieczność ustalenia kwestii opieki nad dzieckiem oraz szeregu kwestii związanych z tą materią. Nie musi też powoływać biegłych, którzy określą, z którym rodzicem powinno ono zamieszkać. Mając taki plan, sąd zajmuje się wyłącznie ustaleniem, czy nastąpił rzeczywisty rozkład związku – wyjaśnia Walc.
Inflacja a liczba rozwodów
Z danych, udostępnionych przez sądy okręgowe, wynika również, że w I kw. br. rozstrzygnięto w nich blisko 19,8 tys. spraw rozwodowych. To o 0,5% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku – niespełna 19,9 tys. Jak stwierdza psycholog Michał Murgrabia, może to wynikać ze wzrostu świadomości społecznej na temat znaczenia terapii małżeńskiej i poradnictwa dla poprawy relacji. Kolejną kwestią, która może mieć wpływ na liczbę składanych pozwów, jest inflacja. W 2023 roku szybki wzrost cen mógł zmuszać małżonków do powstrzymania się od złożenia pozwu rozwodowego. Koszty życia jednej osoby są wyższe niż w przypadku pary. W tym roku sytuacja gospodarcza diametralnie się zmieniła. Konrad Walc uważa, że może to mieć pewne znaczenie dla zwiększenia liczby inicjowanych spraw rozwodowych.
– Wyhamowanie inflacji przekłada się na podwyższenie stopy życiowej ludzi. Czują się oni bezpieczniejsi i gotowi do podejmowania trudnych decyzji. Wyobraźmy sobie kobietę, która jest uzależniona finansowo od męża. Dla niej decyzja o rozstaniu będzie naprawdę trudna, za to poprawa sytuacji materialnej mogłaby dać jej siłę do zakończenia nieudanego związku – stwierdza prawnik z Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Natomiast dr Małgorzata Eysymontt w swojej praktyce adwokackiej nie zauważa, by wysoka inflacja była powodem powstrzymania się przed złożeniem pozwu rozwodowego, a jej spadek zachęcał do takiego działania. Ekspertka widzi za to, że wzrost cen przekłada się na częściej składane pozwy o podwyższenie alimentów na rzecz małoletnich dzieci. Zazwyczaj rodzice pierwszoplanowi argumentują takie decyzje tym, że w związku z rosnącymi kosztami życia i wzrostem tzw. usprawiedliwionych potrzeb małoletnich dzieci, potrzebują od byłego partnera wyższych świadczeń na wspólne dzieci. Bywa też, że rodzic płacący alimenty nie jest w stanie zaakceptować ich podwyżki w związku ze wzrostem kosztów utrzymania własnego i niekorzystnymi zmianami w zakresie jego możliwości majątkowych lub zarobkowych.
– Wątek alimentacyjny jest dużym zarzewiem konfliktów i niestety często dominuje nad dobrem wspólnych małoletnich dzieci. Czasami powoduje frustrację i niezadowolenie. Rodzic, który sobie nie radzi z negatywnymi emocjami, nierzadko w toku postępowania co jakiś czas składa wnioski o zabezpieczenie alimentów i stara się przekonać sąd, że nie wystarcza mu pieniędzy na utrzymanie i wychowanie dziecka – podsumowuje dr Eysymontt.