Spotkanie Kościoła Ulicznego w Malborku organizowanego przez Kościól Boży w Chrystusie
odbyło się w piątek 27.03.2015 na parkingu Pod Basztą na Starym Mieście.
Co było celem tego spotkania, i jaki miało przebieg dowiecie się państwo z materiału od naszych rozmówców. Pogoda nie dopisała, ale pomimo tego przyszło sporo ludzi potrzebujących.
Gościem specjalnym był Piotr Stępniak który zagrał, zaśpiewał, i podzielił się świadectwem ze swojego życia, ze swoim zespołem nazwanym przez niego Bandą Byłych Bożych Bandytów. Jest osobą rozpoznawaną dzięki temu co robi, i z jakim przesłaniem przemierza świat. Wielokrotnie gościł w wielu stacjach telewizyjnych. National Geographic nakręcił film o jego życiu, o którym chciał powiedzieć innym którzy są bez nadziei na lepsze jutro, właśnie w Malborku.
Zapraszam do fotogalerii z tego spotkania oraz na materiał wideo.
Proponuję zapoznać się z materiałem o historii Piotra Stępniaka napisanym przez Błażeja Torańskiego.
Piotr Stępniak, lat 50. Łysy, niski, korpulentny. Kawał byka. Na twarzy i na szyi głębokie szramy. Osiem razy próbował odebrać sobie życie. Podcinał aortę, gardło, żyły. Ćwierć wieku za kratami: dwadzieścia lat w więzieniach, cztery w poprawczakach. Handlował bronią, narkotykami, wywoził kobiety do burdeli. Napadał, kradł. Wymuszał spłaty długów, haracze, był sutenerem. Bił, znęcał się, torturował. Łamał kręgosłupy, nogi i ręce. Strzelano do niego w wojnach gangów i w więziennych buntach. komentuj Miał raka oka, przerzuty na płuca. Wyzdrowiał. Nawrócił się. Od kilku lat cytuje Biblię, zakłada wspólnoty religijne. Jeździ po szkołach, więzieniach i ewangelizuje. Na ulicach i rynkach głosi słowo Boże. Jest terapeutą uzależnień. - Przestrzegam przed narkotykami, alkoholizmem, pornografią, wczesną inicjacją seksualną, która rozbija rodziny – wylicza. - Sam nie pomagam. Wskazuję, gdzie szukać pomocy i jaką iść drogą. Jestem tylko narzędziem w rękach Boga – mówi. Cały oddany złu Ojciec kelner, pił. Wracał do domu w Kutnie późno, awanturował się, wreszcie odszedł. Matka wychowywała czwórkę dzieci. Także zaczęła pić. Przez dom zaczęli przewijać się kolejni „wujkowie”. Przelewał się alkohol, trwały burdy. Raz ośmioletni Piotr walnął żelazkiem faceta, który znęcał się nad matką. Często głodował. Koleżance z klasy ukradł kanapki. Trzy lata później trafił do gangu. Jedenastolatek współpracował z dwudziesto- i trzydziestolatkami. Kradł rowery z ulicy, sprzed sklepów, penetrował piwnice, mieszkania, wille, buszował po kioskach i sklepach. Mały, szczupły i zwinny, przeciskał się przez wentylatory, lufciki, okna. Narastały w nim bunt i nienawiść do ludzi: czarnych i żółtych, pijaków i narkomanów, Żydów, policjantów, strażników więziennych i sędziów. Niemców i Rosjan. Piotr Stępniak wyrastał na bezwzględnego, brutalnego gangstera. Były złodziej wyznaje: to uzależnienie, podobne do seksu - Bo złodziejstwo to uzależnienie. Ta adrenalinka, która...
Pastor wyznaje: byłem gangsterem, zabiłem człowieka - W 1990 roku byłem na "osiemnastce" u kolegi. Miałem 17 i... Jego życie rozsypało się, jak bierki. W trzynastym roku, ku zaskoczeniu rodziców, po raz pierwszy - za kradzieże portfeli - trafił do poprawczaka. Potem zmieniał je niczym rękawiczki. Uciekał i wracał. Raz - w drodze do szpitala psychiatrycznego – wyskoczył z pociągu. Posypały się za nim kule eskortujących go milicjantów. Po pobiciu czarnoskórych studentów w Gdańsku, znalazł się w więzieniu. Przez 20 lat poznał terror, wyzysk, przemoc, brutalny seks w zakładach karnych w całej Polsce. - Więzienie, jest jak inna planeta. Zabija i wyniszcza. Trwa w nim walka o przetrwanie. Kto kieruje się uczuciami i wrażliwością, ten umiera. Przeżywają tylko silniejsi – zapewnia Piotr Stępniak. Był więc silny. Wszczynał awantury, bójki, bunty. Prowokował i bił się nawet ze strażnikami więziennymi. Zamykano go w izolatkach, zakuwano, nadano rangę „S”, specjalnie chronionego. Piął się też w hierarchii więziennej. Był tak bardzo zwinny, szybki, niebezpieczny i bezwzględny w ataku, że zyskał pseudonim „Gepard”. Przybywały mu nowe tatuaże, „epolety”, ale i blizny. Nawrócenie na spacerniaku Z kolejnej bójki wyszedł z uszkodzonym okiem. Zapadł na padaczkę. Dusił się, a ból rozrywał mu głowę. Był w śpiączce. Onkolodzy z Gliwic zdiagnozowali raka. Przewidywali przerzuty. Podjęli się operacji, a on - leżąc na stole - widział już swoją śmierć. Lekarze tymczasem poradzili, aby „korzystał z życia”. Jak korzystać z życia, kiedy do końca wyroku pozostało piętnaście lat? Stępniak rzucił się na szybę. Chciał sobie odebrać życie. Odratowali. Innym razem, zapewnia, przeżył w szpitalu w Sieradzu śmierć kliniczną. Porzuciła go żona. Nie mogła psychicznie wytrzymać regularnych powrotów za kraty. Poszła z jego kompanem. Zabrała córkę, a ta wkrótce została narkomanką. Teraz ma 27 lat, bierze amfetaminę. Zamieszkała z inną kobietą w Londynie. Choć jej ojciec pomaga skutecznie w terapii innych, nie jest w stanie jej uratować. - Mogę się tylko o nią modlić i liczyć, że się opamięta - przyznaje. Ostatni wyrok (potem skrócony) – 25 lat więzienia za udział w zorganizowanej grupie przestępczej – sędzia skomentował: - Na zawsze uwalniam społeczeństwo od bandyty. Nawrócenie przyszło na więziennym spacerniaku. Podszedł do niego inny więzień. Powiedział, że spotykają się, modlą i że jego Jezus także kocha. Piotr Stępniak nie zastanawiał się długo: pobił go. Tamten trafił do więziennego szpitala, ale nie złożył formalnego doniesienia o pobiciu. Przekazał przez "klawisza", że będzie się za niego modlił. Potem jeszcze był sen, w którym ujrzał światło i usłyszał głos: "Przyjdź do mnie". Już na jawie, opowiada, przez półtorej godziny modlił się, wyznawał grzechy i łkał. Od tego czasu miał już tylko jedną lekturę: Biblię. Zapisał się też na korespondencyjny kurs biblijny. Po nim zalecili mu, aby szukał społeczności, w której będzie dalej studiował Biblię i modlił się. W więzieniach medytują wyznawcy różnych religii. Był w wielu z nich. – Chodziłem od wspólnoty do wspólnoty – wspomina. Świadkowie Jehowy wyrzucili go, kiedy zakwestionował brak boskości Chrystusa. U katolików usłyszał, że powinien się też modlić do Maryi. Otworzył Biblię i powiedział, że jest tylko jeden pośrednik między człowiekiem a Bogiem: Jezus Chrystus. Prawosławni zniechęcili go tradycją obrządków Wszystkich Świętych. Wśród wyznawców religii mojżeszowej przeszkadzało mu, że nie wierzą w Chrystusa. Podobnie u buddystów. Kiedy się kłócił, otwierając Biblię na wskazanym wersecie, wzywali strażnika, a ten odprowadzał go do celi. Najbardziej bojowo nastawił się do zielonoświątkowców. – Co to za frajerzy, odlotowcy – pomyślał. - Skąd jesteś? Po co przyszedłeś? – zapytano go. – Szukam społeczności, poznałem Jezusa. Chcę się modlić, czytać Pismo Święte, analizować. - Ok. Wobec tego usiądź i posłuchaj – usłyszał i tak już w tym kościele pozostał. Piotr Stępniak nie tylko ewangelizuje. Jest także menedżerem i konferansjerem zespołu Boża Banda Byłych Bandytów. Jeżdżą po Polsce, po więzieniach, poprawczakach, szkołach i domach kultury. Grają rock i rap. zródło: Błażej Torański www.nasygnale.pl
ŻYCIE SCHODZI NA PSY ,BYŁE BANDYTĘ PROMUJĄ FUNDACJA -BLE BLE ,ŻYĆ TRZEBA Z CZEGOŚ .CWANA RECYDYWA .